Mówiąc oględnie – projekt ustawy o ochronie wolności użytkowników serwisów społecznościowych wymaga doprecyzowania. A jeśli mamy pisać bez ogródek – nadaje się do wywalenia do kosza, a eksperci zachodzą w głowę, jak można w ogóle myśleć o procedowaniu tak marnego (tu znowu eufemizm) prawa.
Administracja serwisu społecznościowego nie będzie mogła zablokować niektórych treści lub będzie zmuszona do blokady tych informacji/opinii, które będą niezgodne z prawem polskim. Wolność słowa, która jest rozumiana jako ochrona praw człowieka, zyskuje w Polsce nowy wymiar.
W obrocie gospodarczym nierzadko zdarza się, że podmiot niezadowolony z usług kontrahenta decyduje się na opublikowanie negatywnej opinii na jego temat, co ma miejsce najczęściej na różnego rodzaju stronach internetowych. Osoba zamieszczająca w sieci określone informacje podlega takim samym przepisom, jak osoba zamieszczająca je w innych środkach przekazu. Jeżeli podane informacje okażą się pomówieniem, nieprawdą, zniesławieniem bądź naruszeniem cudzych dóbr osobistych, takich jak np. godność osobista, wówczas internauta, który je upowszechnił narażony jest na sankcje wynikające z prawa karnego oraz cywilnego.